- Valentine, natychmiast zejdź na dół!
- Za chwilkę ciociu!
- Vali się spóźni, hahaha! - Znów Victor. Miał pięć lat, a zachowywał się jakby był niedorozwinięty. Miałam go dosyć, jak wszystkiego z resztą...
- Idziesz czy nie? - Amy... nie wkurzaj, proszę...
- Nie, nie wyjdę z tego zasranego pokoju, nigdy, nie mam zamiaru.
- Valentine, jak przyjdzie twoja matka to będziesz miała przesrane.
- Może i będę, gówno mnie to obchodzi... W końcu ja nikogo nie obchodzę.!
- Nie chciałam cię wkopywać, ale muszę, powiem twojej matce, że się cięłaś! - Przegięła. Od razu zeszłam do kuchni i wzięłam nóż. Dopiero jej pokaże, co znaczy 'cięcie się'.
- Amy, szanowałam cię, zdradzisz mnie? To ciekawe co powiesz na to! - Wzięłam najostrzejszy nóż i przyłożyłam sobie do nadgarstka. Zacisnęłam mocno zęby, a łzy leciały strumieniami. Dokładnie czułam ostrze.
- Nawet nie próbuj... - Chciała do mnie podejść, ale przycisnęłam mocniej nóż do nadgarstka.
- Nie dotykaj mnie! Nie próbuj!
- Valentine, nie rób tego, twój brat patrzy!
- Niech się przyzwyczaja. To będzie codzienność, a tylko piśnij słowo, już mnie więcej nie zobaczysz, przysięgam!
- Val...
- Nie, nie odzywaj się do mnie więcej, tylko pogarszasz sytuacje. Ustalmy coś jasno, ja się nie tnę, ty nie gadasz.
- Dobrze, idź do szkoły, okej?
- Nie czuje się na siłach. - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby - Nigdzie nie idę, a ty się nie przejmuj, ok?
- Dobrze, już spokój, odłóż nóż i idź na górę udawać chorą jak przyjadą twoi rodzice. - Ostrożnie położyłam nóż i pobiegłam na górę. Po drodze zabrałam laptopa. Weszłam na stronę, gdzie ostatnio się zarejestrowałam. Michael był dostępny.
- 'Witaj.'
- 'Miło cię znowu "spotkać", Valentine.'
- 'I wzajemnie. Czy ty też kiedyś miałeś tak, że poprzez sen, chciałeś odebrać sobie życie?'
- 'Często próbuje, to znaczy.. próbowałem. Wyrosłem z tego jakiś czas temu.'
- 'Ja niestety nie potrafię poradzić sobie z problemami...'
- 'Musisz uwierzyć, mogę ci w tym pomóc, ale musisz tego chcieć. Potrzebujesz osoby trzymającej cię przy duchu. Jeśli nie znasz nikogo takiego... napisz do mnie. Niestety ja musiałem radzić sobie sam, jednak ty masz szanse na pokonanie twojej wewnętrznej choroby.'
- 'Ja... nie wiem jak.'
- 'Wszystko w swoim czasie...'
Na tych słowach rozmowa się skończyła i musiałam zacząć udawać chorą. Matka tylko na mnie spojrzała i poszła dalej. Gdy nastała pora obiadu wszyscy usiedliśmy przy stole, a ciocia wzięła jakąś pieczeń i nóż.
- Ciociu, a umyłaś ten nóż? - zadał pytanie Victor.
- No jasne, a czemu pytasz?
- No bo, jak wcześniej Valentine macała go palcami i krzyczała że się potnie, to był czerwony. - No i wpadka.
- Co? Valentine, to prawda? - Wrzasnęła mama podnosząc się z miejsca.
- Daj mi wytłumaczyć...
- Nic nie będziesz nam tłumaczyć, marsz do pokoju, dzwonimy do dyrektorki. Może nam doradzi jakiegoś dobrego psychiatrę.. - Co oni mnie uważają za schizofreniczkę?
- Nigdzie nie będziecie dzwonić! Nie jestem psychiczna!
- Val, normalni ludzie nie podcinają sobie żył!
- Nigdy nie byłam i nie będę normalna. Może macie mi coś do wyjaśnienia? Nie? Tyle na dzisiaj, jakbym była wam potrzebna do wyżycia się, to będę gdzieś na mieście, biorę telefon.
Gdy tylko zamknęłam drzwi od przedpokoju użyłam swojej mocy by się ogarnąć.
Siedząc na ławce w parku, usłyszałam dzwonek telefonu. Nowa wiadomość: 'Uważaj na siebie, a daleko zajdziesz. M.'
Kochać i śnić
I być wolnym na wietrze
Wciąż wdychać powietrze
Swym życiem żyć:
Gdzie las i pole
Gdzie życie płonie
Gdzie śmierć chłonie
Tu umierać wole.
No comments:
Post a Comment