Thursday, 19 January 2012

V

Wczoraj. Cały dzień przesiedziałam leżąc w łóżku pod kołdrą. Nie robiłam nic. Kompletnie. Leżałam i spoglądałam w sufit. Jak zamarznięta. Odpowiadałam tylko na pytania, że nie jestem głodna i tym podobne. Nic nie zjadłam, ani razu nie poszłam do toalety, tylko leżałam i płakałam. Sama nie wiedziałam dlaczego. Wieczorem wzięłam szybki prysznic i zasnęłam pod puchem kołdry, mimo fajerwerków i imprez spałam jak zabita.

Wstając rano podbiegłam do lustra. Chciałam zobaczyć, czy coś się zmieniło. Byłam w szoku. Moje oczy i włosy miały dokładnie taką samą barwę, troszkę przyciemniały. Skórę miałam prawie białą. A skrzydła... Lśniły śnieżnobiałym światłem. Cała świeciłam. Wyglądałam jak... anioł, ten taki prawdziwy jak w moich dziecięcych wyobrażeniach.
- Witamy na świecie kolejną Piętnastolatkę... - Powiedziałam sama do siebie. Postanowiłam, że dzisiaj postawię na naturalność. Moje włosy były nawet ułożone, więc tylko rozczesałam je, nie pomalowałam się, a ubrałam na siebie czarne rurki, białą bluzkę i szary sweterek. Ruszyłam na spotkanie z losem. Kuchnia w której zawsze zbierała się rodzina by złożyć mi życzenia była pusta. Nawet Victora nie było. Rodzice spali po sylwestrze, Vic oglądał bajki w salonie, a Amy... siedziała przy oknie.
- Cześć ciociu.
- Ty mi jeszcze masz prawo mówić cześć?
- Coś się stało?
- A co się miało stać, oprócz tego, że korespondujesz z jakimś nieznajomym kolesiem? Nawet nie wiesz ile ma lat!
- Skąd niby to wiesz?
- Dziwnie się zachowywałaś, więc postanowiłam sprawdzić co, wzięłam twojego laptopa i wyskoczyła mi ta strona, a na dodatek nowa wiadomość.
- Co? Jak możesz grzebać w moich prywatnych rzeczach? To moje życie i ja będę decydować z kim będę pisać czy cokolwiek.
- Twoje powiadasz? Zdziwiłabyś się. Nie jesteś już sobą!
- Jestem sobą, i zawsze nią byłam! Nigdy nie udawałam kogoś innego, w przeciwieństwie do ciebie! Zawsze chciałaś być moją matką, odkąd pamiętam udawałaś ją. A może ja tego nie potrzebowałam? Może wolałabym się wychowywać sama? Bez ojca, matki i cholernej ciotki, która wszędzie wtryniała nosa? - Nerwy mnie puściły. Ręce zacisnęłam w pięści...
- Jak ty śmiesz tak o mnie mówić? Beze mnie byś wylądowała w domu dziecka! - Po tych słowach wzięła nóż i rzuciła w moją stronę, na szczęście nie doleciał.
- Ty debilko, co ci? - Wzięła następny i znów rzuciła. Chybiła.
- Nie masz prawa żyć! - Moje zaciśnięte pięści były tak gorące, nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Nagle w oczach Amy pojawił się ból.
- Przestań mi to robić, To nie ja jestem zła Aniele, TO ON, a ja próbuję cię uwolnić. - Krzyczała, ja tylko czułam jak moje ręce płoną. Spojrzałam na nie... naprawdę płonęły. Moje ręce były całe w ogniu. Żywe płomienie okalały pięści. Podniosłam wzrok na ciotkę. Płonęła...
- NIE! Stop! Przepraszam, ja nie chcę, ciociu... Amy... - Było już za późno... Ręce przestały płonąć, podbiegłam do krany, wzięłam wodę, i uderzyłam wodą Amy. Nic. Spaliłam ją, od środka...
Usłyszałam kroki. Rodzice wstali. Podbiegłam do schodów, popatrzyłam na nich błagalnym wzrokiem.
- Coś ty zrobiła, dlaczego tu jest tyle noży. - Zapytała poddenerwowana mama.
- Ja...Ja... - Coś we mnie pękło - Nie będę ci się tłumaczyć, nie potrzebuję ciebie, nie potrzebuje was. Idźcie lepiej do Victora, wy musicie z nim być. Wiecie co wam powiem? Walcie się, nara. - Poszłam do przedpokoju, zarzuciłam bluzę, chociaż było mi gorąco po tym co się stało, ubrałam pierwsze lepsze trampki , zwinęłam rodzinną portmonetkę, gdzie były jakieś pieniądze w razie 'w' i wyszłam trzaskając drzwiami.

To ja spowodowałam spalenie auta, to ja zabiłam ciotkę. Nie jestem aniołem, nie mogę... Wyciągnęłam telefon z kieszeni, mam 2 nowe wiadomości.
 Jedna brzmiała 'Wszystkiego najlepszego - Babcia', a druga: 'Uważaj na najbliższych, oni potrafią cię skrzywdzić najbardziej - M.' SMS od Michaela przyszedł dokładnie godzinę temu, czyli zaraz przed tym, jak kłóciłam się z Amy. Ignorowałam jego SMS, nie znałam go, bałam się, ale wiadomość od babci... To jest myśl. Ruszyłam w stronę przestanku, jednak przypomniało mi się, że znam szybszy sposób poruszania się. Rozpostarłam skrzydła i po 10 min byłam u jedynej osoby która mnie rozumiała, a przynajmniej próbowała.

1 comment:

  1. Anonymous1:01 am

    Dodaję komentarz, bo chcę nowy rozdział. :3 A tak na serio, to fakt, że zabiła ciotkę trochę mnie przeraził. ;o

    ReplyDelete